Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy - krótka recenzja


Ciężko jest mi nazwać się fanem Star Wars, uwielbiam to uniwersum, ale nie znam wielu faktów, nie pamiętam chronologii wydarzeń i ogólnie nie we wszystkim jestem zorientowany. Na tegoroczną premierę czekałem jednak z niecierpliwością i obejrzałem tylko jeden trailer, by nie zepsuć sobie zabawy. Czy było warto czekać?


Strona wizualna najnowszego epizodu mocno mnie zachwyciła. Styl JJ Abramsa widać było już w pierwszej minucie i przyznam, że się sprawdził mimo mych obaw. Dynamiczna kamera, ciągły ruch i nietypowe kąty dały pożądany efekt, całość jest szybka i przyjemna w odbiorze. Dla lepszego zrozumienia, o czym mówię, polecam krótki materiał o stylu reżysera. Najwięcej radości sprawiło mi podziwianie pojazdów; czy to zniszczonych krążowników na Jakku, czy X-Wingów walczących z TIE Fighterami. Kostiumy, rekwizyty wyglądały jak z odległej galaktyki, a szczegóły np. brud na pancerzach stormtrooperów cieszyły oko. Dodajmy do tego świetną scenografię, której niczego nie brakowało. To właśnie aspekt wizualny był najmocniejszym punktem tego filmu.



Warto również wspomnieć o muzyce, tak dobrze dopasowanej i zagranej, że bez niej, ten film nie byłby kompletny. Mowa oczywiście o Johnie Williamsie, którego utwory słyszeliśmy już wcześniej w innych filmach tego uniwersum. 



Historia opowiedziana w Przebudzeniu Mocy jest pełna niedociągnięć i zdarzeń, na które musiałem przymykać oko, bo to "tylko film". Niektóre rzeczy mogę przełknąć, ale najbardziej rozczarował mnie główny antagonista - Kylo Ren. W pierwszej chwili wydał mi się niebezpieczny i intrygujący, wrażenie to ulatniało się coraz bardziej z każdą kolejną minutą. Związane są z tym dwie na prawdę absurdalne sceny, ale nie chcę wiele zdradzić z fabuły. Dodam, że Kylo doczeka się być może oddzielnego postu na moim blogu. Nie tylko on nie przypadł mi do gustu - cały Najwyższy Porządek okazał się słabą frakcją, która popełnia błędy poprzedników, a jego liderzy byli dla mnie bardziej śmieszni, niż potężni. Złego słowa natomiast nie mogę powiedzieć o bohaterach Jasnej Strony Mocy, którzy byli dobrze napisani, mieli dobre dialogi i polubiłem ich charaktery. Finn zagrany przez Johna Boyegę utworzył ciekawą relację z Rey (Daisy Ridley) i czekam na dalsze ich losy w kolejnych epizodach.



Dodam, że film oglądałem w wersji z napisami i właśnie tę opcję polecam, lepiej wczułem się w akcję. Fani oryginalnej trylogii znajdą wiele nawiązań do wcześniejszych filmów, zresztą oś fabularna jest prawie taka sama jak w Nowej Nadziei. Podsumowując, Przebudzenie Mocy to solidna ekranizacja z historią, która ma sporo błędów. Pozostaje więc czekać na kolejny epizod i mam nadzieję, że się na nim nie zawiodę.

Share This Article:

CONVERSATION

0 komentarze :

Prześlij komentarz